Siańnia ranica j sonca ŭstavałi u vianku z kalarovych ahnioŭ i karunkami jldzianymi źziałi załatyja hałiny klanoŭ. Nietutejšyja, dziŭnyja kraski zaharałisia ŭ šybach vakon... Było rańnie – staronkaju z kazki, było rańnie, jak kazačny son. A paśla... nieba zhasła... ściamnieła... viecier hollem suchim zašaścieŭ, z šeraj vyšy, i čysty i bieły, śnieh husty papiacieŭ, palacieŭ. Jon pabłytaŭ dziŭnyja uzory u halłi razvarušanych dreŭ, jon markotnyja nivaŭ razory śniežna-biełaj pialonkaj adzieŭ, sypkich hurbaŭ namioŭ, pierajnačyŭ śviet, chadu našych čynaŭ i dzion. Zhasiŭ zory j ahni, kab zaznačyć, što ŭsio ž dola – nia kazka j nia son.
1928, Chełmna.
|
|